Duch prowadzi tutaj blog rowerowy

Duch

RwM na niebieskim szlaku

Niedziela, 6 czerwca 2010 | dodano: 06.06.2010

Kolejna wycieczka, o której dowiedzieliśmy się dzięki portalowi RwM. Wycieczka miała prowadzić do Sianowa. Start został zaplanowany na godzinę 10:00 spod dworca PKP Gdańsk Osowa. Z domu wyruszyłem chwilę po 8 żeby pojechać po Agalu i razem wyruszyliśmy do Gdańska o 8:30. Postanowiliśmy wyjechać mając zapas czasu, bo nie znam dokładnie drogi do dworca. Rozważaliśmy różne trasy prowadzące na miejsce, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się na przejazd przez Chwaszczyno, bo na tej trasie nie można zabłądzić. Zastanawialiśmy się czy nie jechać przez Źródło Marii lub przyjechać od strony Oliwy jednak nie znamy tych dróg na tyle dobrze a nie chcieliśmy spóźnić się na początek wycieczki. Już wczoraj jak pobieżnie spojrzałem na mapę to wyszło mi, że licznik może pokazać mi dziś 120 km. Razem z Agalu ruszyliśmy w kierunku Chwaszczyna typową dla nas trasą przez Krykulec i ulicę Starochwaszczyńską. Po dojechaniu do Chwaszczyna skierowaliśmy się na rondzie w lewo w kierunku Gdańska i dalej jechaliśmy głównymi drogami, których ostatnimi czasami staramy się unikać, ale na szczęście w niedziele o tej dość wczesnej porze ruch nie jest duży więc bez większego stresu dojechaliśmy na miejsce. Na trasie do Kartuz większość ulic została wyremontowana, ale posiadają pobocze nie nadające się do jazdy i jest dość wąsko, więc trochę zraziliśmy się do jazdy główną drogą bo ruch jest tam spory i często samochody mijają nas na centymetry dlatego staramy się wybierać boczne drogi. Poza tym na bocznych drogach można spokojniej rozmawiać i więcej zobaczyć ;) Na miejsce dojechaliśmy kwadrans przed czasem a licznik pokazywał mi już ponad 24 km. Przed nami czekały już tu trzy osoby. Po chwili zaczęli pojawiać się kolejni rowerzyści i rowerzystki. Zebrał się całkiem pokaźny skład. Chwilę przed 10:00 na horyzoncie z kierunku południowego pojawiła się duża grupa prowadzoną przez rowerzystów z Trójmiejskiej Inicjatywy Rowerowej. W sumie zebrało się niespełna 40 osób. Organizatorzy nie liczyli nawet na połowę tego. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i wyruszyliśmy na szlak. Jak to bywa ze szlakami w naszej rzeczywistości to doskonale wiemy. Czasem oznaczenia szlaku znikają albo tak jak było w naszym przypadku szlak prowadzi przez podwórko gospodarza między jego budynkami. Dobrze, że nie przez stodołę :P Z tego co słyszałem to niebieski szlak rowerowy jest dość popularny więc gospodarz pewnie jest przyzwyczajony do widoku rowerzystów na podwórku tylko nie wiem czy często zdarza się tak duża grupa. Kierownictwo wycieczki nawigowało przy użyciu mapy i gps jednego z rowerzystów oraz czytając opis stworzony przez jednego rowerzystę. Opisał on miejsca gdzie można zgubić drogę i gdzie należy w tych miejsca skręcić żeby przejechać dalej. Trasa przebiegała sprawnie i (na razie) bez zakłóceń. Nad morzem jest płasko, ale to nie znaczy płasko jak na stole ale jest lekkie pofalowanie terenu co bardzo uprzyjemnia jazdę. Jechaliśmy głównie drogami szutrowymi. Przejeżdżając koło jeziora Tuchomskiego podbiegł do nas pies. Wybiegł on od strony jeziora i możliwe, że był to pies kogoś, kto grillował nad jeziorem. Pies biegł koło nas, ale nie rzucał się na koła tylko biegł obok jakby był przyzwyczajony do biegania koło roweru. Biegł z nami bardzo długo. W Tokarach zatrzymaliśmy się koło sklepu spożywczego, ale było jeszcze zamknięty, więc podjęta została decyzja dalszej jeździe. Nie było sensu czekać na otwarcie sklepu. Kawałek za Tokarami, kiedy zjechaliśmy na drogę gruntową padło złowrogie hasło „awaria”. Grupa przejechała jeszcze kawałek żeby zatrzymać się w cieniu. Awaria na szczęście okazała się tylko przebitą dętką a nie czymś poważniejszym tak jak na naszej pierwszej wycieczce z RwM. Po załataniu ruszyliśmy dalej. Słońce dopisywało, więc nieosłonięta skóra robiła się coraz bardziej czerwona. Po paru kilometrach w Trzech Rzekach ponownie zatrzymała nas przebita dętka. W czasie tej przymusowej przerwy niektórych trzymały się żarty i jeden rower został schowany w lesie kiedy jego właściciel jechał testowo na innym rowerze. Dopiero kiedy mieliśmy ruszać to zorientował się, że niema jego roweru. Ruszyliśmy dalej w kierunku Sianowa. W Pomieczynie peleton zatrzymał się przy sklepie i poważnie naruszył zapasy produktów spożywczych tam zgromadzonych. Gdy wszyscy chętni dokonali zakupów a następnie spożyli je wyruszyliśmy do Sianowa. Na miejscu docelowym zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie przed sanktuarium. Cześć osób wybrało się do sklepu po drugiej stronie ulicy, niektórzy w tym my poszli obejrzeć bliżej sanktuarium. Pozostali czekali przy rowerach. W tym miejscu część osób odłączyła się od grupy i wyruszyli we własnych kierunkach. Zjechaliśmy nad pobliskie jezioro gdzie zrobiliśmy 40 minutową przerwę. Wymoczyliśmy nogi w chłodnej wodzie jeziora. Nie byliśmy bardzo mocno zmęczeni ale moczenie nóg przyniosło ulgę ;) Znalazła się nawet jedna osoba, która postanowiła popływać. Po przerwie wsiedliśmy na rowery i stojąc na wyjeździe z terenu odpoczynkowego ustalaliśmy czy do Kartuz gdzie miała być przerwa obiadowa będziemy jechać asfaltem czy lasem. Taka duża grupa, która i tak zmniejszyła się powoduje duże zamieszanie na drodze, więc wybrana została droga przez las. Okazała się chyba trudniejsza niż przewidywała osoba odpowiedzialna za nawigację. Początkowo była to szeroka droga gruntowa, która przeobraziła się w wąski szlak pomiędzy kałużami pełnymi błota. Wszyscy jechali w jednej linii klucząc miedzy sadzawkami błotnymi. Nie było odważnych do sprawdzania ich głębokości. Czasem trzeba było zatrzymywać się żeby rozciągająca się grupa nie pogubiła drogi w lesie. Wtedy rzucały się na nas chmary wygłodniałych komarów. Widać, że w te lasy rzadko kto zapuszcza się bo gdy komary wyczuły spoconych rowerzystów to robiło się czarno w powietrzu i nie dało się od nich opędzić. Kilka razy byliśmy zmuszeni do zatrzymania się wiec wyjechałem mocno pogryziony. W końcu dotarliśmy do skraju lasu i jadąc asfaltem dojechaliśmy do Kartuz. Przejechaliśmy przez miasto do rynku. Wyznaczona została 40 minutowa przerwa obiadowa. Pojechaliśmy do Biedronki uzupełnić bidony wodą mineralną i podjęliśmy decyzję, że pojedziemy na działkę spokojnie odpocząć. Najpierw znaleźliśmy organizatorkę wycieczki i podziękowaliśmy za wspólne kilometry i powiedzieliśmy, że odłączamy się i wrócimy sami. Do Mezowa dojechaliśmy doskonale znaną drogą. Przy furtce licznik pokazywał mi już 80 km, więc wiedziałem, że te 120 km, które przypuszczałem, że dziś zrobię są całkiem realne. Zjedliśmy kanapki i trochę warzyw. Po odpoczynku poszedłem wyczyścić bloki w butach z błota, które zebrało się jak jechaliśmy przez las. Sprzęt został przygotowany do jazdy więc ruszyliśmy w drogę do domu. Powrót przebiegał tą samą trasą, co zawsze. Prawie cały odcinek asfaltu Borowo – Żukowo jest już w dużym stopniu wykonany. Pozostały do wykonania rowy, pobocza i chodniki. Patrząc po wysokości krawężników, które są w niektórych miejscach wynika, że położona zostanie jeszcze jedna warstwa asfaltu. Ten obecnie leżący jest szeroki, więc jechało się wygodnie i w miarę spokojnie. Reszta trasy praktycznie bez żadnych zmian. Tylko miejscami był spory ruch jak na boczne drogi szutrowe. Po drodze minęliśmy parę rowerów ale nie miały one żadnego związku z wycieczką do Sianowa. Wyjechaliśmy do domu dość wcześnie bo o 18:30 a teraz dni są długie wiec teoretycznie mogliśmy zostać dłużej, ale dobrze, że nie jechaliśmy później bo na długich zjazdach robiło mi się naprawdę zimno. Trasa przez Krykulec wymaga przeniesienia rowerów przez tory. Przeniosłem mój rower i wracałem się po drugi rower gdy usłyszeliśmy z oddali, że zbliża się pociąg. Rower został po jednej stronie torów a my z drugim rowerem po drugiej. Okazało się, że nie był to krótki szynobus tylko dość długi pociąg towarowy przewożący szyny kolejowe. Trochę trwał jego przejazd ale na szczęście przez ten czas mój rower nie zniknął ;) Na ostatniej prostej przed domem licznik pokazał mi dokładnie 123 km. To była bardzo udana wycieczka w doborowym towarzystwie. Ostatnio nie jeździmy tak często jak kiedyś ale nadrabiamy pokonywanymi dystansami. Dziś pobiłem mój rekord dystansu pokonanego w ciągu jednego dnia. Przydałoby się więcej takich wycieczek tylko jak zniosą to nasze napędy :P

Na polu rolnika z niebieskiego szlaku © Duch

Peleton na polu © Duch

Bocian © Duch

Sanktuarium w Sianowie © Duch

Dzwonnica koło sanktuarium © Duch

Potwór z jeziora sianowskiego © Duch

Po drugie stronie pociągu :P © Duch

Szutry odcisnęły swoje piętno © Duch

Czeka mnie trochę czyszczenia © Duch

Czeka mnie trochę czyszczenia © Duch


Kategoria Powyżej 120 km, RWM


komentarze
sirmicho
| 12:11 wtorek, 8 czerwca 2010 | linkuj @Duch...

przez Źródło Marii możesz jechać tak jak pokazałem w swoim wpisie:
http://sirmicho.bikestats.pl/index.php?did=321713

Tylko ja tam troszkę naokoło pojechałem łukiem. Ale można sobie znacznie skrócić. Jest widoczna dróżka, która nie została zaznaczona na mapie.

Z lasu wyjeżdżasz na ulicę Barniewicką (najpierw Juraty, za skrzyżowaniem Barniewicka), która prowadzi Cię prosto do dworca.
Duch
| 21:25 poniedziałek, 7 czerwca 2010 | linkuj Chętnie poznamy nowe szlaki i podzielimy się naszą skromną wiedzą :)
german
| 20:40 poniedziałek, 7 czerwca 2010 | linkuj Ze Wzgórza najlepiej w Kwidzyńską i na granicy z Tatrzańską wjechać do TPK. A zielone zarośla TPK opuścić dopiero w na szuterku w Chwaszczynie.
Co najciekawsze wyjdzie nie tylko przyjemniej, ale i bliżej. Mogę kiedyś pokazać którędy, jak uda mi się cało wrócić z Ustronia :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa oncic
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]