Duch prowadzi tutaj blog rowerowy

Duch

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:495.24 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:25:45
Średnia prędkość:19.23 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:33.02 km i 1h 43m
Więcej statystyk

W kierunku Sopotu

Poniedziałek, 27 czerwca 2011 | dodano: 03.07.2011

Po małej przerwie po pracy postanowiliśmy wybrać się w trójkę na rower. Plan początkowy zakładał kierunek Krykulec. Na wysokości zapory ziemnej przejechaliśmy na drugą stronę lasu i wjechaliśmy na czerwony szlak. Do Sopotu nie było daleko, więc tam postanowiliśmy dojechać i wrócić głównymi ścieżkami do domu. Ta część czerwonego szlaku, która dziś pokonywaliśmy była łatwa i przyjemna a przy tym dość szybka.


Kategoria 20 do 60 km, Czas wolny

Praca

Poniedziałek, 27 czerwca 2011 | dodano: 29.06.2011


Kategoria 20 do 60 km, Praca

Powtórka trasy Skandii

Sobota, 25 czerwca 2011 | dodano: 26.06.2011

Niema jak skoczyć na rowerek po pracy ;) więc zgodnie z tą myślą skoczyliśmy w kierunku Gdańska. Punktem docelowym było miejsce gdzie tydzień temu mieściło się miasteczko Skandii. Jazda przez boczne uliczki wymaga dużo uwagi i oczu dookoła głowy. Najeżona wyjazdami ulica może być miejscem niemiłego spotkania rowerzysty z samochodem. Będąc na miejscu skierowaliśmy się do lasu, aby przypomnieć sobie trasę maratonu. Dziś podjazd był bardziej stromy niż tydzień temu :P Niby dziś miałem już parę kilometrów w nogach ale to raczej niewiele. Dopiero dziś było widać jak wyścigowa adrenalina potrafi napędzać. Pomimo złych warunków pogodowych w zeszłą sobotę jechałem zdecydowanie szybciej. Kiedy dojechaliśmy na szczyt górki skierowaliśmy się w lewo i okazało się, że już nie jedziemy po trasie wyścigu, ale chwilę później trafiliśmy na odcinek pokonywany w zeszłą sobotę. Ten stan nie trwał zbyt długo i znowu jechaliśmy przed siebie gdzie koła poniosą. Tak zatoczyliśmy małe kółko i znaleźliśmy się na dole podjazdu, z którego wyruszaliśmy w poszukiwaniu trasy Skandii.


Kategoria 20 do 60 km, Czas wolny

Do pracy

Piątek, 24 czerwca 2011 | dodano: 26.06.2011


Kategoria 20 do 60 km, Praca

Zamiast procesji

Czwartek, 23 czerwca 2011 | dodano: 23.06.2011

Dni takie jaki dziś powodują, że dodatkowy dzień wolny można wykorzystać na wykręcenie paru dodatkowych kilometrów ;) Z Centrum postanowiliśmy pojechać w kierunku działek leśnych. Tam znaleźliśmy żółty szlak i postanowiliśmy przez chwilę kierować się nim. Po minięciu cmentarz wito mińskiego trafiliśmy na bardzo kamienisty odcinek prowadzący wzdłuż małego wąwozu. Kamieni było tak dużo, że przypuszczalnie nie znajdowały się tu bez powodu. Na wysokości Wiczlina postanowiliśmy kierować się między polami a nie szlakiem, który skręcał między drzewa żeby wykorzystać słońce, które wyszło zza chmur i zaraz miało schować się ponownie za ciemnymi chmurami, które widzieliśmy na horyzoncie. Od wieży nadawczej koło Chwaszczyna skierowaliśmy się do giełdy towarowej boczną ulicą między gospodarstwami. Na Dąbrówce wjechaliśmy na niedawno ukończoną asfaltową ścieżkę rowerową. Zjechaliśmy do Orłowa, gdzie postanowiliśmy zakończyć rowerowanie na dziś i wróciliśmy prosto do Centrum.
Pomimo, że Skandia był prawie tydzień temu to w dalszym ciągu odczuwam ją w nogach. Trzeba było w tą sobotę pomimo niesprzyjającej pogody wrócić do domu na kołach żeby rozjechać się trochę. Dziś każda górka była większa niż zwykle i jakoś szybciej męczyłem się, ale dobrze, że wyszliśmy na rower bo muszę rozjeździć się jeśli w niedzielę chcemy pojechać Gdynia – Hel – Gdynia.

Chrząszcz brzmi w trzcinie © Duch

Gdzieś, całkiem niedaleko, koło Gdyni © Duch

Koza :) © Duch


Kategoria 20 do 60 km

Przejażdżka

Środa, 22 czerwca 2011 | dodano: 23.06.2011

Parę kilometrów ścieżkami z dzieciństwa ;)


Kategoria Czas wolny, Do 20 km

Skandia Gdańsk 2011

Sobota, 18 czerwca 2011 | dodano: 18.06.2011

W zeszłym roku z przyczyn niezależnych nie udało mi się wystartować w Skandii, ale w tym roku wszystko wskazywało, że uda mi się wziąć udział w maratonie. W piątek pojechaliśmy do Gdańska żeby dokonać rejestracji i odebrać numer startowy. Rano padał deszcz i zastanawiałem się czy tak będzie aż do sobotniego startu jednak opady były krótkie i nie zapowiadały utrudnień na trasie. Miasteczko wyścigów kończyło budować się. Trochę osób dokonywało rejestracji i odbierało numery. Zarejestrowałem się i po odebraniu pakietu startowego i numeru wróciliśmy do domu. Sobotni poranek przywitał rowerzystów dużym zachmurzeniem i przewidywanymi opadami deszczu. Było dość chłodno. W Oliwie wysiadałem z skm w lekkim deszczu. Po niedługiej jeździe byłem już na miejscu startu. Było jeszcze dość wcześnie, ale wolałem mieć zapas czasu. Kręciłem się powoli po miasteczku. W namiocie Shimano można było wyregulować przerzutki, ale ja z działania mojego napędu byłem w 100% zadowolony i nie skorzystałem z takiej możliwości. Zbliżała się godzina startu i organizatorzy przez nagłośnienie poinformowali żeby zacząć ustawiać się w swoich sektorach startowych. Przed ustawieniem się w sektorze zdjąłem ciepłą koszulkę i zostałem w letnich ciuchach. Jako że jechałem dystans Mini to musiałem ustawić się prawie na samym końcu peletonu. Na samym początku startowali zawodnicy na dystansie Grand Fondo a za nimi dystans Medio. W każdym dystansie na początku ustawiali się zawodnicy zgodnie z klasyfikacją generalną. Jako, że był to mój pierwszy start to musiałem ustawić się na samym końcu. Start opóźniał się i zaczęło robić mi się bardzo zimno ,ale w końcu ruszyliśmy. Początek trasy przebiegał po asfaltowej drodze. Zaraz za startem było dość wąsko, ale dalej już było szerzej. Tempo nie było złe jak na taką ilość rowerów. Na początku nie mogłem odnaleźć się w takiej masie rowerów i zabrać się za wyprzedzanie. Chciałem złapać swoje tempo żeby spokojnie dojechać do końca wyścigu a nie 1 km przed metą paść z wycieńczenia. Starałem się jechać aktywnie i trzymać tempo. Na płaskich odcinkach jechałem w granicach 30-35 km/h a na zjadach po wyhamowaniu miałem prędkości nawet w okolicach 45 km/h. Dobrze, że mój licznik nie rejestruje prędkości maksymalnej bo pewnie pokazałby coś około 60 km/h ;) Gorzej było na podjazdach. Przy takiej frekwencji na trasie każdy podjazd wymagał wprowadzenia roweru. Tworzyły się kolejki i wolałem stracić parę sekund niż przebijać się za wszelką cenę ryzykować wywrotkę w błoto. A skoro już jesteśmy przy błocie to parę słów na temat nawierzchni. Poza początkowym i końcowym odcinkiem trasa prowadziła szlakami leśnymi o różnej szerokości. Cześć z nich to typowe single track, ale jeśli ktoś bardzo chciał to mógł wyprzedzić. Pozostała część trasy była stosunkowo szeroka i miejscami mogło spokojnie jechać koło siebie nawet trzech rowerzystów. Podjazdy nie były szczególnie trudne czy długie. Poza ostatnim podjazdem i zjazdem myślę, że wszystkie pozostałe pokonałbym na kołach gdybym tą trasę jechał sam. Zjazdy były momentami bardzo szybkie i trzeba było uważać żeby zmieścić się w następujących po nich zakrętach. Na trasie było jedno przewrócone drzewo, które trzeba było pokonać górą i parę miejsc gdzie trzeba było objechać bokiem. Było parę umocnionych miejsc przez, które przy dużych opadach przepływa woda i ze względu na ich ukształtowanie trzeba było zachować szczególną ostrożność przy pokonywaniu ich z dużą prędkością. Na trasie znalazł się też przejazd przez strumień i dwa bufety. Praktycznie przez cały czas przejazdu padało. Raz opady były minimalne, ale chwilę potem opady stawały się całkiem intensywne. Pomimo tego trasa była całkiem przejezdna. Praktycznie tylko na jednym podjeździe i jednym miejscu na płaskim odcinku błoto mocno dawało się we znaki. Na reszcie trasy nie stanowiło znaczącego utrudnienia. Dało się wyczuć zwiększony opór, ale nie było to nie wiadomo co. Tylko jeden odcinek zapamiętałem, jako bardzo nierówny i nie mogę powiedzieć, że to zasługa mojego amortyzatora, bo on zwyczajnie nie działa. Na jednym z pierwszych z zakrętów po opuszczeniu asfaltu prawie wyleciałem z trasy wiec następne zakręty pokonywałem trochę wolniej. Na podjazdach odpoczywałem, bo podbieganie z rowerem było jednym sposobem pokonywania tych zatłoczonych podjazdów. Dłuższą chwilę jechałem za jednym zawodnikiem i nie mogłem zdecydować się kiedy go wyprzedzić. Nie zrobiłem tego na prostym odcinku i spróbowałem sił na zakręcie. Zwykły zakręt o 90 stopni, ale opuszczałem go prostopadle do zamierzonego kierunku bo za szybko wjechałem na początku ale na szczęście udało mi się wyprowadzić rower. Na punkcie pomiaru czasu byłem 305. Nadrobiłem na trasie i wyścig ukończyłem na 206 pozycji w klasyfikacji generalnej. Dało mi to miejsce 191 wśród mężczyzn i 43 w mojej kategorii wiekowej. Czas od startu do mety wyniósł 1:30:47 czyli tak jak zakładałem zmieściłem się w półtorej godziny. Sam czas jazdy miałem krótszy o jakieś dwie minuty, ale chwila zatrzymania przy bufecie i czy na rozpakowanie batonika i powrót po zgubiony bidon robią swoje. Plan został zrealizowany w 100% Na metę wjechałem szczęśliwy i miałem jeszcze tyle sił, że gdybym mógł to chyba bym pojechał dystans Medio. Może mogłem gdzieś pojechać szybciej czy wyprzedzić jeszcze kogoś i wykręcić jeszcze lepszy czas. Nie pamiętałem na tyle dobrze profilu trasy i chciałem uniknąć sytuacji, w której początek trasy pojechałbym bardzo szybko a ostatni kilometr walczyłbym żeby nie spaść z roweru a tak przejechałem cały dystans równym tempem. Nie jechałem piknikowo, ale też nie jechałem tak żeby wypruć sobie żyły. Jechałem przede wszystkim tak żeby czerpać przyjemność ze ścigania się. W końcu to był mój pierwszy wyścig na takim dystansie i cieszę się, że dojechałem go do końca w takiej kondycji. Nie mogę doczekać się kolejnego startu w podobnej imprezie. Niestety nie mogę pozwolić sobie na dalszy wyjazd na start, więc najbliższy maraton, w którym mogę wystartować to maraton gdyński 2 października. Na metę wjechałem w strugach deszczu ale byłem tak podekscytowany wydarzeniami, że nie zwracałem uwagi na takie detale ;) Udałem się na posiłek regeneracyjny. Zamiast grillowanego mięsa wybrałem coś bardziej rowerowego, czyli makaron z parmezanem, który smakował mi jak nigdy. Przyjrzeliśmy się dekoracji najmłodszych zawodników. Dobrze, że miałem suchą ciepłą koszulkę na przebranie, bo rozgrzanie zaczęło ustępować wychłodzeniu i musiałem szybko przebrać się i ustawić w kolejce do mycia rowerów.

Rozgrzewka przed startem © Duch

Elita © Duch

Na ostatniej prostej © Duch

Szybszy niż aparat © Duch

Radość ma mecie © Duch

Z osobistą trenertką :) © Duch

Też dwa koła ale z silnikiem :P © Duch


Kategoria 20 do 60 km, Czas wolny

Dojazd

Sobota, 18 czerwca 2011 | dodano: 18.06.2011


Kategoria Do 20 km, Taxi

Pachołek

Niedziela, 12 czerwca 2011 | dodano: 14.06.2011

O 17 udało się nam wybrać na rower w trójkę. Chcieliśmy sprawdzić nowy rower więc postanowiliśmy wybrać się na Pachołek. Żeby wycieczka nie była zbyt nudna pojechaliśmy przez Krykulec i Gołębiewo a do samego Pachołka zajechaliśmy od strony Osowej. Po zejściu z wieży i ruszeniu w drogę powrotną, którą również chcieliśmy pokonać lasem spotkała nas przykra niespodzianka. Przednie koło nie miało powierza ale na szczęście to nie było moje koło :P Zabraliśmy się za łatanie dętki. Trudów pracy nie wytrzymała pompka, którą na szczęście udało się później naprawić w domu. Po zakończonym łataniu postanowiliśmy wrócić do domu przez miasto.


Kategoria 20 do 60 km, Czas wolny

wMordeWind

Niedziela, 12 czerwca 2011 | dodano: 12.06.2011

Niedzielne słońce aż prosiło żeby wyjść na rower. Chcieliśmy pojechać do Rewy. Na wysokości Dębogórza zmieniliśmy założenie kierunku jazdy i ustaliliśmy, że w Kazimierzu pojedziemy w lewo zamiast w prawo. Całą drogę mieliśmy pod wiatr i nie chciało się nam zjeżdżać nad samą zatokę. Nowym kierunkiem dojechaliśmy do Wejherowa gdzie uznaliśmy, że najwyższa pora kierować się w kierunku Gdyni. Udało się nam i kierunek wiatru nie zmienił się i tym razem wiał w plecy ;) Wracając zajechaliśmy na działkę na grilla.


Kategoria 60 do 120 km, Czas wolny