Duch prowadzi tutaj blog rowerowy

Duch

Wpisy archiwalne w kategorii

60 do 120 km

Dystans całkowity:2030.99 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:105:44
Średnia prędkość:19.21 km/h
Maksymalna prędkość:73.00 km/h
Suma podjazdów:7728 m
Suma kalorii:33709 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:81.24 km i 4h 13m
Więcej statystyk

Żarnowiec zdobyty

  • DST 118.50km
  • Czas 06:00
  • VAVG 19.75km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Sprzęt Annapurna - napęd nr 2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 sierpnia 2010 | dodano: 17.08.2010

Przyszła niedziela, więc postanowiliśmy wykręcić kilka kilometrów. Dziś na celowniku była elektrownia Żarnowiecka. Pojechaliśmy wzdłuż głównych dróg do Wejherowa. Na posiadanej mapie zaznaczony miałem czerwony szlak rowerowy do Warszkowa, więc postanowiliśmy się nim kierować i z stamtąd dalej pojechać do elektrowni. Blisko granicy Wejherowa znaleźliśmy tablicę informacyjną o szlakach turystycznych położonych w regionie. Przeważały na mapie szlaki dedykowane dla osób jeżdżących konno, ale znaleźliśmy również trzy szlaki rowerowe w tym ten, który miałem na mojej mapie. Ruszyliśmy wzdłuż szlaku, który przywitał nas dobrze przygotowanymi ścieżkami. Po paru kilometrach wjechaliśmy do miejscowości Orle. Przez miejscowość przejechaliśmy nie tak jak mieliśmy i zgubiliśmy szlak i postanowiliśmy jechać na wyczucie. Wjechaliśmy miedzy pola i po pokonaniu pewnego dystansu zatrzymała nas spora kałuża. Poszedłem kawałek do przodu bez roweru na rozpoznanie terenu i spojrzałem później na mapę. Wszystko wskazywało, że jesteśmy gdzie na podmokłych łąkach, więc postanowiliśmy zawrócić do najbliższego rozjazdu i z niego spróbować dojechać inną ścieżką na szlak rowerowy. Wracając przez łąki zza krzaków ukazał się nam samochód terenowy. Kierowca zatrzymał i spytał się czy tą drogą dojedzie do jeziorka. Zgodnie z posiadaną wiedzą powiedzieliśmy, że nie wiemy :P i że kawałek dale jest spora kałuża. To, co dla rowerzysty jest spore to dla kierowcy nie koniecznie. Już z oddali widzieliśmy jak samochód forsował przeszkodę wodną bez znaczenia strategicznego. Przejechaliśmy paręset metrów i usłyszeliśmy ponownie ten samochód. Widać kierowca też nie chciał ryzykować jazdy w nieznane. Jadąc chwilę wzdłuż krawędzi lasu dotarliśmy ponownie do szlaku. Dalej prowadziły nas drogowskazy. Gdy byliśmy około kilometra od Warszkowa podeszło do nas małżeństwo z psem i powiedzieli, że szukają samochodu i czy nie mamy mapy. Nakierowaliśmy ich w odpowiednim kierunku a sami ruszyliśmy leśną przecinką. Z Warszkowa chcieliśmy dotrzeć do Opalina jednak trochę pokręciliśmy drogę i ponownie znaleźliśmy się w Warszkowie. Zawróciliśmy i wybraliśmy inną trasę, ale zamiast znaleźć się w końcu w Opalinie to dojechaliśmy do Rybna. Stamtąd skierowaliśmy się do Gniewina. Zrobiło się lekko pod górkę i zaczęły się pierwsze kłopoty z umierającym napędem. Środkowa tarcza korby prawie niema już zębów. Po paru kilometrach ukazała się nam korona górnego zbiornika elektrowni Żarnowieckiej. Tutaj parę słów wyjaśnienia dla mniej wtajemniczonych. Elektrownia Żarnowiecka to elektrownia szczytowo-pompowa położona przy jeziorze Żarnowieckim w miejscowości Czymanowo. Miejscowość Żarnowiec leży parę kilometrów na północ na przeciwległym brzegu jeziora. Elektrownia szczytowo-pompowa działa jak duży akumulator energii elektrycznej. W okresie, kiedy jest duże zapotrzebowanie na energię elektryczną (godziny poranne i wieczorne) woda jest spuszczana z górnego zbiornika do dolnego a w okresie, kiedy zapotrzebowanie na energię elektryczną jest niskie (godziny południowe i nocne) woda jest przepompowywana rurociągami do zbiornika górnego żeby można było ją wykorzystać, kiedy zapotrzebowanie na energię wzrośnie. Praw fizyki nie da oszukać się wiec ilość energii pobieranej przez elektrownie Żarnowiecką jest większa od ilości energii wytwarzanej więc budowa takiego obiektu mogłaby wydawać się nielogiczna jednak jest konieczna ale to jest temat na osobny wywód :P Zrobiliśmy parę pamiątkowych zdjęć i wybraliśmy się w kierunku pobliskiej wieży widokowej a następnie zjechaliśmy na przeciwległy brzeg jeziora. Zlokalizowana była tam budowa elektrowni atomowej. Niestety budowa nie została ukończona. Zza płotu nie widać zbyt wiele poza betonowymi ścianami. Ruszyliśmy do domu po drodze szukając sklepu, bo od paru kilometrów nie mieliśmy już nic do picia. Pomimo, że była to niedziela świąteczna to znaleźliśmy otwarty sklep w Tyłowie. Od jeziora Żarnowieckiego wracałem praktycznie już bez środkowej zębatki. Na początku dało się jeszcze tak jechać. Na bocznych drogach ruch był niewielki, ale jak wjechaliśmy na drogę łączącą Piaśnicę z Wejherowem to jechał samochód za samochodem, więc nie było już tak miło. Droga z Wejherowa do Gdyni z powodu braku podstawowego biegu wykończyła mnie zupełnie ale mamy zdobyty kolejny punkt na rowerowej mapie okolicy ;)

Obiekt małej architektury w Rumi © Duch

Most na trawniku :P © Duch

Jak z obrazka © Duch

Fragment górnego zbiornika elektrowni © Duch

Żarnowiec zdobyty © Duch

Jestem tylko małym punkcikiem © Duch

Ten budynek jest jak góra lodowa - widać tylko kawałek na powierzchni © Duch

Trochę informacji © Duch

Ogólne dane techniczne © Duch

Tak to wygląda w środku © Duch

Kolejne informacje © Duch

Jeszcze jedna tablica © Duch

To już przedostatnia tablica ;) © Duch

To już jest koniec © Duch

Wieża widokowa w Gniewinie © Duch

Tu miała być elektrowania atomowa © Duch

Miejsce po planowanej elektrowni atomowej © Duch


Kategoria 60 do 120 km, Czas wolny

Czerwonym szlakiem do Wejherowa

Sobota, 7 sierpnia 2010 | dodano: 07.08.2010

Postanowiliśmy w końcu wybrać się czerwonym szlakiem do Wejherowa. Szlak zaczyna się w Sopocie, ale my wjechaliśmy na niego na Chwarznie. Kawałek Sopot – Gdynia możemy pokonać w innym terminie a poza tym tymi ścieżkami czasem jeździmy. Do Chwarzna dojazd przebiegał bez większych kłopotów, ale duża wilgotność powietrza dawała się odczuć. Po wjechaniu do lasu ukazały się nam bardzo ubłocone ścieżki, ale spodziewaliśmy się tego po opadach ostatniej nocy. Trzeba było uważać na kałuże, które miejscami próbowały pochłonąć rower razem z rowerzystą ;) Jak to bywa ze szlakami pieszymi miejscami robi się wąsko albo trzeba przenosić rowery przez powalone drzewa. Zdarzają się też bardzo strome podjazdy albo zjazdy, ale trudności są po to, aby je pokonywać. Najbardziej we znaki dawał mi się brak przyczepności opon, które dobrze czują się, kiedy jest sucho i najlepiej żeby to były szlaki utwardzone, ale na razie muszę wykończyć to, co mam. Odcinek gdyński szlaku był najtrudniejszy z całego pokonywanego odcinka. Na pewno trasa byłaby łatwiejsza gdyby było sucho. Zupełnie jak ocena Family Cup w Sopocie w dniu wyścigu i parę dni później jak było sucho. Ogólnie szlak jest w miarę dobrze oznaczony tylko miejscami przydałoby się kilka dodatkowych oznaczeń. Dla rowerzysty wrócić się paręset metrów sprawdzić czy jednak nie zboczyło się ze szlaku to nie problem, ale idąc na piechotę to już nie tak szybko. Pewnie i trudniej zgubić szklak na piechotę. W sumie dwa razy szlak uciekł nam między drzewami, ale i tak udawało się nam na niego wrócić w innym miejscu. Nad jeziorem w Bieszkowicach było zgrupowanie płetwonurków. W okolicach Borowa usłyszeliśmy pierwsze grzmoty zwiastujące zbliżającą się burzę. Dojechaliśmy do jeziora Wyspowo i złapała nas ulewa. Szczęście w nieszczęściu znaleźliśmy punkt gdzie można było schronić się pod drzewami, więc nie zmokliśmy i oglądaliśmy jezioro w deszczu. Padało dłuższą chwilę i pogodziliśmy się z myślą, że przy takiej pogodzie przyjdzie nam dalej jechać w kierunku Wejherowa. Zaczęło się jednak powoli przejaśniać i deszcz przestał padać a my wyruszyliśmy w dalszą drogę. Jeszcze parę razy zagrzmiało w oddali, ale burzy w sumie nie było w naszym rejonie. Po osiągnięciu celu naszej wycieczki zrobiliśmy drobne zakupy w sieciowym sklepie spożywczym i po przerwie ruszyliśmy do domu. Wracaliśmy główną szosą do Gdyni. Do Redy droga miała utwardzone pobocze, więc nie wiadomo, kiedy się tam znaleźliśmy. Reszta drogi powrotnej minęła równie szybko. Od Rumi napęd przypominał, że woda w połączeniu z błotem wymyła cały smar i łańcuch domagał się pilnego smarowania. Ostatnie kilometry przed domem napęd już tak hałasował, że zastanawiałem się czy nie nieść roweru na plecach, ale ilość błota zebranego na nim odciągnęła mnie od tego pomysłu.

Udało mi się uciec z kałuży :P © Duch

Czy krowy zmieniają kolor od słońca? © Duch

Przerwa pod drzewami podczas deszczu © Duch

Domek na wodzie © Duch

W Wejherowie © Duch

Kaczka na spacerze © Duch

Kolegiata w Wejherowie © Duch

Ratusz wejherowski © Duch

Gdzieś w Wejherowie © Duch


Kategoria 60 do 120 km, Czas wolny

XIV Wielki Przejazd Rowerowy

  • DST 73.09km
  • Czas 04:17
  • VAVG 17.06km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Annapurna - napęd nr 2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 maja 2010 | dodano: 11.05.2010

Dojazd do Gdańska rozpoczął się od spotkania z rowerzystami w Sopocie przy ulicy Reja skąd ruszyliśmy w grupie sześciu osób. Były to twarze znane z poprzedniej wycieczki organizowanej w ramach portalu www.rwm.org.pl. Po sprawnym dojeździe na miejsce rozpoczęcia Wielkiego Przejazdu Rowerowego zostało nam dość długie oczekiwanie na rozpoczęcie całej imprezy. Chwilę po 12 kolumna ruszyła. Gdy wszyscy wjechali na Podwale Grodzkie nadjechała karetka na sygnale i musiał przebić się przez całą grupę rowerzystów. Jak zwykle przy takich imprezach planowany harmonogram nie pokrywał się do końca z tym co miało miejsce. Do kampusu Uniwersytetu Gdańskiego dotarliśmy około 13:30 a harmonogram przewidywał dotarcie o godzinie 12:45. Nie ma jak drobne opóźnienie. Przebieg dalszych wydarzeń praktycznie nie różnił się od tych z zeszłorocznego przejazdu. Najpierw były przemówienia ludzi związanych ze środowiskiem rowerowym i władz miasta. Po przemówieniach odbył się konkurs na najlepsze przebranie. Nagrodą był rower. W między czasie trwały zapisy do wyścigu AlleyCat. Po konkursie odbył się pokaz forsowania zabezpieczeń rowerowych. Im więcej czasu upływało od przybycia kolumny rowerzystów na teren kampusu tym mniej rowerzystów było. O godzinie 14:30 wyruszyła grupa rowerzystów, którzy chcieli wziąć udział we wspólnym ognisku przy jeziorze w Osowej. W Oliwie grupa wjechała do lasu i szlakami dotarliśmy do osiedli na Osowej. Po przejechaniu przez nie dotarliśmy do miejsca docelowego. Na niektórych odcinkach czoło peletonu, w którym o dziwo udało mi się utrzymać przekraczało 40km/h więc cała grupa rozciągnęła się dość znacząco. Na miejsce dotarła grupa, która według obliczeń organizatorów liczyła 124 osoby. Nastąpił czas rozmów i spożywania pieczonej kiełbasy. Gdy wszyscy najedli się przyszła pora na grupowe zdjęcie. Jeszcze chwilę po zdjęciu zostaliśmy a następnie wyruszyliśmy do domu. Najpierw dojechaliśmy główną drogą do Chwaszczyna a następnie przez ulice Starochwaszczyńską i Krykulec do Centrum Gdyni. Biorąc pod uwagę jaką pogodę mamy ostatnio można powiedzieć, że dziś pogoda dopisała. Nie było super ciepło ale najważniejsze, że nie padało. W zeszłym roku podczas Wielkiego Przejazdu Rowerowego, który był w 14 czerwca również nie było tak ciepło żebym jechał w letniej koszulce.

Żeby nie było za dobrze to Wielki Przejazd Rowerowy, który odbywa się od 14 lat miał konkurencję w postaci imprezy „Od molo do molo” mającej na celu poprawę bezpieczeństwa ruchu rowerowego. Impreza ta była organizowana przede wszystkim przez urzędy miejskie Gdańska, Gdyni i Sopotu (kolejność alfabetyczna żeby nie było, że kogoś preferuje albo wręcz przeciwnie) i Komendę Wojewódzką Policji. Bardzo ciekawe, że obie imprezy odbyły się dokładnie w tym samym terminie. Dla mnie jest to wyłącznie chęć pokazania, kto jest ważniejszy. W peletonie mówiło się, że z nieoficjalnego źródła w urzędzie wiadomo, że termin został wybrany celowo, aby podzielić uczestników. Osobiście nie wiem ile w tym prawdy, ale wydaje mi się to prawdopodobne znając nasz kraj. W tym roku bardzo mocno dostało się miastu od organizacji rowerowych po uszach. W nich miasto nie zrobiło kompletnie nic w ciągu roku. Nie zostały naprawione ubytki w ścieżkach rowerowych po zimie i nienaprawione utrudnienia takie jak wysokie krawężniki na ścieżkach. Kolejnym przewinieniem było nieodśnieżanie ścieżek a na koniec jeszcze zakładanie stojaków rowerowych innych niż zostało to ustalone wcześniej. Gdynia nie ma takich problemów bo u nas praktycznie nie istnieją drogi dla rowerów :P Jeśli już są to są oderwane od rzeczywistości. Nie poruszam się po Gdańsku zbyt wiele, więc nie mogę ocenić co zmieniło się ale skoro organizacje rowerowe tak to przedstawiają to pewnie tak jest. Przedstawione zostało to podczas spotkania w kampusie Uniwersytetu Gdańskiego. Odpowiedź urzędu była następująca „Nie można czepiać się czegoś za co w zeszłym roku przyznało się nagrodę” Zapewne prezydentowi miasta chodziło o to, że skoro w zeszłym roku dostał od rowerzystów wyróżnienie to nie ma się o co teraz czepiać. Prezydent powiedział, że promowanie ruchu rowerowego nie może polegać wyłącznie na budowaniu nowych dróg dla rowerów, ale również na tworzeniu całej otoczki rowerowej. Rozumiem, że chodzi o pozostałe elementy infrastruktury takie jak stojaki czy elementy służące poprawie bezpieczeństwa na istniejących już odcinkach dróg dla rowerów. Bezpieczniej jest jeździć po lesie niż po ścieżkach. Byliśmy jakiś czas temu świadkami jak rowerzysta został potrącony przez samochód. Miało to miejsce na ścieżce przy wyjeździe ze sklepu MediaMarkt. Takich miejsc pozornie bezpiecznych na ścieżkach rowerowych jest sporo. Często wynika to z podejścia kierowców, którzy nie biorą pod uwagę rowerzystów. Z obrazu przestawionego przez Gdańską Kampanię Rowerową wynika, że nie zostało to wykonania a jeśli nawet zostało wykonane to w taki sposób, że nie spełnia stawianych wymagań. Niestety rzeczywistość w naszym kraju jest taka, że często zamiast zrobić coś dobrze to robi się coś byle tylko zrobić po tzw. najmniejszej linii oporu. Każdy chciałby lepszych dróg, bezpieczniejszych miast i niższych podatków. Za raz odezwą się „specjaliści”, którzy mówią, że rowerzyści tylko wymagają i nic nie płacą a kierowcy płacą wysokie podatki tylko, że tacy „specjaliści” zapominają, że drogi budowane są z podatków płaconych przez wszystkich obywateli a nie tylko kierowców. To tak samo jakby kierowcy mieli domagać się zaprzestania budowy chodników bo piesi nie płacą na budowę chodników. Jakoś żaden „specjalista” takiego postulatu nie wysunie bo wtedy niemiałby gdzie parkować swojego samochodu.

Oczekując na rozpoczęcie przejazdu © Duch

Ruszyliśmy © Duch

Trzeba było umożliwić przejazd karetce na sygnale © Duch

Czoło przejazdu na terenie kampusu UG © Duch

Kto policzy ile rowerów przyjechało © Duch

Kolejne rowery © Duch

My też tam byliśmy ;) © Duch

Stoważyszenie ADIUTARE w strojach służowych © Duch

Słuchając przemówień oficjeli © Duch

Piknik nad jeziorem w Osowej © Duch

Kaczka nie robiła sobie nic z naszej obecności © Duch

Powrót do domu © Duch


Kategoria 60 do 120 km, Czas wolny, RWM

Na działkę

  • DST 83.31km
  • Czas 04:02
  • VAVG 20.66km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Annapurna - napęd nr 2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 maja 2010 | dodano: 23.05.2010


Kategoria 60 do 120 km, Czas wolny

Wycieczka nie tylko po korbę

  • DST 94.89km
  • Czas 05:03
  • VAVG 18.79km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Annapurna - napęd nr 2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 kwietnia 2010 | dodano: 01.05.2010

Plan przejazdu obejmował przejazd do Mezowa przez Kartuzy gdzie mieliśmy odebrać korbę dla Agalu. Staramy trzymać się z daleka od głównych dróg. Wole nadłożyć kilometrów niż zastanawiać się czy lusterko wyprzedzającej ciężarówki nie pozbawi mnie głowy. Z Centrum na Karwiny skierowaliśmy się przez Krykulec i następnie w kierunku ulicy Starochwaszczyńskiej. Jechaliśmy pierwszy raz tą trasą i skręciliśmy nie w tą stronę w wyniku czego zjechaliśmy do Źródła Marii. Spojrzeliśmy w mapę, którą miałem w plecaku zamiast w mapniku bo jakoś jeszcze go nie kupiliśmy pomimo doświadczeń w nawigowaniu przy ciągłym zatrzymywaniu się i wyjmowaniu mapy z plecaka. Jadąc rozebranym torowiskiem prowadzącym do Polifarbu dotarliśmy do obrzeży Osowej. Udaliśmy się w przez Nowy Świat do Borowca gdzie wjechaliśmy na wcześniej przyjętą trasę. Poruszamy się rzadko w tych terenach więc znowu okazało się, że wyjechaliśmy trochę w innym miejscu niż myśleliśmy. Dojechaliśmy do miejscowości Rębiechowo. Pijąc herbatkę przejechał koło nas traktor prawie jak z jednego odcinka Top Gear. Jego przednie koło było większe od tylnego koła starego Ursusa. Skierowaliśmy się na Pępowo i dalej do Żukowa. Uznaliśmy, że najpierw pojedziemy do Kartuz a dopiero potem do Mezowa. Remont odcinka Żukowo-Kartuzy od zeszłego roku trwa cały czas więc aby nie utrudniać ruchu na odcinkach wahadłowych wybraliśmy okrężna drogę przez Smołdzino, Kobysewo i Grzybno. W Kartuzach zrobiliśmy małe zakupy bo zbliżała się pora obiadowa i pojechaliśmy odebrać korbę. W sklepie był duży ruch. Sprzedawca zabrał ramię od korby w innej długości niż część z zębatkami. Dobrze, że od razu zauważyliśmy to. Na sklepie nie było odpowiedniego elementu. Sprzedawca w zamian zaproponował nam trochę wyższy model korby bez dopłaty w wyniku czego dostaliśmy korbę FC-M416 zamiast FC-M410. Z korbą w plecaku dotarliśmy do Mezowa. Zjedliśmy ciastka i chwilę posiedzieliśmy. Po przerwie ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Z Mezowa do Żukowa trasa prowadzi w dość mocno w dół więc postanowiliśmy pojechać główną drogą. Z Żukowa do Chwaszczyna przejechaliśmy przez Pępowo, Banino i Borowiec. Kawałek trasy od Chwaszczyna przejechaliśmy główną droga i skręciliśmy w ulicę Starochwaszczyńską na wysokości stacji nadawczej. Po dojechaniu do Karwin udaliśmy się wzdłuż ulicy Wielkopolskiej i Drogi Różowej do Centrum gdzie szybko musiałem przekazać rower siostrze i wsiąść w trolejbus. Niestety przez to nie udało mi się tego dnia zrobić 100km a niewiele mi brakowało ale jak nie tym razem to następnym.

Podczas pedałowania dochodzą mnie dziwne stukania. Zwłaszcza podczas ruszania i jazdy pod górę na strojąco. Zastanawiam się czy jest to wina zużytego napędu, który dość szybko osiągnął stan w jakim jest. Jak przyjrzeć się łańcuchowi podczas kręcenia korbami to widać jak łańcuch układa się na zębatkach i jak one są już mocno wycięte. Zmierzona długość łańcucha pokazała mi graniczne zużycie. Mam na nim zrobione dopiero 2900km i chciałbym jeszcze raz tyle zrobić ale nie wiem czy mi się uda. Równie dobrze hałasować może środek suportu, który został wymieniony razem z napędem. Ogólnie mam wrażenie, że ten napęd bardzo szybko zużywa się. Poprzedni napęd był trwalszy ale coś za coś. Przy wymianie zaoszczędziłem na napędzie, żeby kupić lepsze koło na przyszłość.

Zbliża się również wymiana opony i zastanawiam się na jaki model wymienić. Obecna gładko toczy się po asfalcie i jest cicha ale jest ciężka i szybko zapycha się błotem. Do tras, które pokonywałem nie była taka zła ale teraz chcę jeździć więcej w terenie niż na szosie więc szukam czegoś do dobrze radziłoby sobie z piaskiem. Obecna opona w takich warunkach natychmiast traci przyczepność i jadę bokiem.

Czas na przerwę © Duch

Wiosna © Duch


Kategoria 60 do 120 km, Czas wolny