Duch prowadzi tutaj blog rowerowy

Duch

Family Cup Sopot

Sobota, 12 czerwca 2010 | dodano: 12.06.2010

Skoro wczoraj zapisałem się na Family Cup to dziś należało wystartować ;) Żeby zaoszczędzić moje marne siły postanowiłem wykorzystać bilet miesięczny na skm i fakt, że posiadając takowy bilet mogę przewieźć rower za darmo. Po zjedzeniu pożywnego śniadania i dokończeniu przygotowań wyruszyłem z domu na peron skm. Dziś poda była zgoła odmienna od wczorajszego upału. Było dość chłodno i wiał wiatr, więc pogoda była zdecydowanie lepsza do ścigania niż wczoraj. Termometr na urzędzie miejskim pokazywał zaledwie 16,5 stopnia a zbliżała się godzina 9. Przyjechałem parę minut przed skm i oczekiwanie umilałem sobie jedząc krówki i grzejąc się w promieniach słońca, bo na peronie trochę wiało i jak słońce zachodziło za chmurę to robiło się chłodno. Nadjechała w końcu skm. Spodziewałem się, że sobotnia kolejka o tej porze będzie mniej zatłoczona. Dojechawszy do Sopotu przedostałem się w kierunku Chaty Góralskiej „Harnaś” gdzie mieściło się biuro zawodów i znajdował się start. Dotarłem tam chwilę po godzinie 9 i oczekiwałem na otwarcie biura zawodów do 9:30. Na razie byłem jedynym rowerzystą w okolicy. Przejechałem kawałek po okolicy i usiadłem na ławeczce w promieniach słońca w celu konsumpcji wafelka. Powoli zaczęli pojawiać się kolejni rowerzyści i rowerzystki. Gdy biuro zawodów zostało otwarte pojechałem odebrać numer startowy i chip. Dostałem numer 11 i talon upoważniający do odbioru posiłku. Czas do startu upływał mi na kręceniu się po okolicy i uczestniczeniu w zdjęciach robionych przez siostrę. Agalu nie startowała ale przyjechała kibicować mi :) Przed 11 wywieszone zostały plany trasy i informacja, która kategoria kiedy startuje i ile okrążeń musi pokonać. Były wyznaczone dwie trasy. Mała pętla przeznaczona dla najmłodszych miała długość 2000m a duża pętla miała długość 4200m. Moja kategoria wiekowa startowała na samym końcu. Nie było podanego harmonogramu godzinowego tylko kolejność startu i średni czas okrążenia, więc można było samemu policzyć przybliżony czas startu. Wiedziałem, że nie mam, czym popisać się w wyścigu, ale pomimo tego czas do startu dłużył mi się niemiłosiernie. Kręciłem się odrobinę po okolicy. Tylko odrobinę, bo oszczędzałem moje zerowe siły. Resztę czasu spędzałem na rozmowach. W końcu po 14 nadszedł czas startu. Wszyscy ustawili się na linii startu. Została sprawdzona obecność i przekazane informacje o niebezpiecznym punkcie trasy. Ustawiłem się po lewej stronie kolumny, bo tam nawierzchnia wyglądała lepiej. Nastąpił strzał startowy i grupa ruszyła do przodu. Jeszcze na prostej startowej, która prowadziła lekko pod górę była mała kolizja. Jeden z kolarzy nie dał rady podjechać na podłużny krawężnik i zatrzymał się i rowerzysta jadący za nim musiał ostro zahamować. Mnie to utrudnienie udało się pokonać lewą stroną pobocza. Znowu popełniłem ten sam błąd, co na Bike Tour Gdańsk w zeszłym roku. Ruszyłem ostro z grupą i zaraz dostałem zadyszki. Mogę robić wiele kilometrów na płaskich trasach, ale jak zaczynają się górki to bardzo szybko tracę siły. Do własnego tempa wracałem przez dwa pierwsze okrążenia. Przed startem obawiałem się, że na trasie może być sporo błota po wczorajszej ulewie. Początek trasy był suchy, ale na później było jak na mój rower sporo błota. Na serpentynach, które wiją się poprzecznie do zbocza jechało się dość szybko, ale musiałem uważać, bo właśnie tam było błoto a moje opony są bardzo szosowe i błyskawicznie zapychają się. Pomimo tego udawało mi się ten odcinek trasy pokonywać całkiem sprawnie. Może to była kwestia nastawienia na ściganie. Miałem wrażenie, że na tej trasie było więcej odcinków w dół niż pod górę :P Gdybym więcej ćwiczył to podjazdy nie były by takie straszne natomiast zjazdy były całkiem przyjemne. Musiałem uważać żeby na większej dziurze nie wylecieć, bo amortyzator nie sprawuje się dobrze, ale pomimo tego starałem się nadrabiać na zjazdach. Dobrze, że licznik pod wpływem wibracji obraca mi się i nie widzę jego wskazań, bo miałem wrażenie, że na niektórych zjazdach dochodzę do 50km/h a 40km/h mam na pewno przekroczone. Hamulce miały sporo roboty na końcowych odcinkach. Pewnie jakbym używał lepszych klocków to hamulce działałyby skuteczniej, ale obecnie używany zestaw w większości wypadków wystarcza. W pozostałych wypadkach przydałby się hamulce tarczowe 200mm :P Zjazd bokiem Łysej Góry kończył się dość ostrym zakrętem na piasku i krótkim podjazdem więc można było tam wylecieć jak pojechało się zbyt szybko. Kawałek dalej przy cmentarzu zaczynały się płyty, które prowadziły zjazdem do ulicy Moniuszki. Można było tam mocno przyspieszyć, ale trzeba było bardzo uważać na wystające miejscami płyty. Na końcu czekała dość niemiła niespodzianka. Na końcówce zjazdu gdzie siłą rzeczy prędkości były największe był zakręt o 90 stopni w lewo. Przy osiąganych prędkościach robiło się tam ostro. Trzeba było uważać, żeby wyhamować w porę, bo na wprost była bardzo stroma skarpa i jakby ktoś pojechał prosto to przypuszczalnie czekałby na niego paro metrowy lot. Może organizatorzy nie mieli, jaki inaczej przeprowadzić tego odcinka, ale zjazd według mnie był trochę nieprzemyślany. Sam zjazd był ciekawy, ale powinien być oznaczony, że na końcu może być niebezpiecznie i należy zwolnić. Za tym zakrętem znajdował się ostatni zjazd i na jego końcu zakręt. Na tym zakręcie zawodnicy z poprzednich kategorii wyjeżdżali mocno na zewnętrzną przejeżdżając niebezpiecznie blisko drzew i przed ostatnim biegiem organizatorzy obłożyli styropianem dwa drzewa w tym miejscu. Później była do pokonania tylko prosta startowa. Nie mam kondycji, ale w gruncie rzeczy trasa nie była bardzo trudna. W końcu to było Family Cup, czyli impreza rodzinna a nie Bike Tour Gdańsk. W założeniach miała być to impreza rodzinna i mogli brać w niej udział zawodowcy, ale nie byli klasyfikowani. Nie było atmosfery rodzinnego pikniku i rywalizacji tylko przypominało to bardziej normalny wyścig MTB z kategorią dla dzieci. Trasa jak na imprezę rodzinną wydawała mi się trochę za trudna, ale na wyścig MTB jak najbardziej. Gdyby ktoś jeździł spacerowo po utwardzonych ścieżkach i na rowerze mocno turystyczno-użytkowym to miałby na trasie trudności i mógłby szybko zniechęcić się. Po wyścigu odebrałem poczęstunek w postaci miseczki kwaśnicy, czyli naszego kapuśniaku i chleba ze smalcem. Może kwaśnica to nie do końca to samo, co nasz kapuśniak, ale dla mnie smakuje tak samo. Odbyło się wręczenie pucharów w poszczególnych kategoriach. Przyszła kolej na losowanie nagród niespodzianek wśród wszystkich uczestników. Był jeden warunek. Nagrodę trzeba było odebrać osobiście. Paru wylosowanych osób nie było. Nagród było bardzo dużo zwłaszcza jak na tak małą imprezę. Do wylosowania były skarpety turystyczne, koszulki i bardzo dużo plecaków reklamowych. Za zakończenie rozlosowane zostały trzy urządzenia Karcher. Pozostało już tylko wrócić do domu. W ramach rozjazdu po wyścigu wróciłem do domu na kołach. Zbliżając się do domu zaczęło zbierać się na deszcz i zrobiło się chłodno. Spadło parę kropli, ale na tym skończyło się na szczęście. Na pewno nie mogę mówić o udanym starcie, ale dla mnie nie liczył się wynik, którego jeszcze nie znam w sumie, tylko sam udział w wyścigu. W okolicznych lasach można wyznaczyć bardzo interwałowe pętle, z czego ludzie czasem nie zdają sobie sprawy. Dużo osób uważa, że nad morzem jest płasko, czyli nudno.

Plan trasy © Duch

Numer zamontowany © Duch

Kot © Duch

Chata Góralska "Harnaś" © Duch

Ratownik © Duch

Puchary czekające na wręczenie © Duch

W oczekiwaniu na odprawę i pierwsze starty © Duch

Długie oczekiwanie na start © Duch

Nie tylko mnie dłużyło się oczekiwanie © Duch

W końcu ruszyliśmy © Duch

Jeszcze kawałek pod górę © Duch

Prosto w dół z cmenarza © Duch

Ostra walka o pozycję © Duch

Przedostatni zakręt © Duch

Koronacja © Duch


Kategoria 20 do 60 km, Czas wolny


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa przep
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]